16 stycznia 2012

Sylwester w Nowym Jorku



Sylwester w Nowym Jorku to pochwała miłości, nadziei, przebaczenia, drugich szans i nowych początków, zawarta w historii o parach i singlach pośród scenerii tętniącego życiem i pełnego obietnic Nowego Jorku, rozgrywającej się w najbardziej olśniewającą noc w roku.(Multikino.pl)

W obsadzie gwiazdy wielu pokoleń: Zac Efron, Robert De Niro, Ashton Kutcher, Halle Berry, Sarah Jessica Parker, Michelle Pfeiffer, Karen Heigl, Matthew Broderick, Jessica Biel. Po takiej plejadzie gwiazd można by się spodziewać zjawiskowego filmu godnego Oscara.
Nie ma się co dziwić, iż  skuszona taką obsadą postanowiłam namówić znajomego na wspólny wypad do kina. Tradycyjnie przy kasie powitała nas tabliczka "po bilety zapraszamy do popcornbaru". Jako, iż za bilety nie płaciliśmy gotówką, a wymienialiśmy  kupony na bilety (bardzo skomplikowana operacja  trzeba było zawołać 3/4 personelu kina) nie obyło się bez problemów. Po konsultacjach pani Asi z panią Kasią, panem Rafałem  i panem Zdzisiem i  Bóg raczy wiedzieć kim jeszcze. Udało nam się otrzymać bilety oczywiście seans już się zaczął i zanim dotarliśmy do miejsca przeznaczenia mało nie straciłam uzębienia. Na szczęście(tak mi się w tedy wydawało)  jeszcze trwały reklamy.

Niestety same znane nazwiska w liście płac nie są gwarancją sukcesu.Nie jest to kolejna komedia romantyczna z cyklu mało ambitna, ale można się pośmiać. "Sylwester" to  blisko 2 godziny  nudy, kilka przecinających się wątków i wszystko kręci się w koło ostatniego dnia roku. Różne postacie szukające miłości, przełamujące strach oraz wybaczające dawne urazy. Historie są zróżnicowane, od nastolatki czekającej na pierwszy pocałunek z ukochanym, szefową kuchni porzuconą przez gwiazdę rocka do samotnie umierającego mężczyzny.
Może natłok informacji sprawia, że ciężko się skupić na sensie filmu. Przesłanie jednej z bohaterek filmu odpowiedzialnej za imprezę na Times Square jakoś do mnie nie trafiło. Koniec roku  nie skłonił mnie  do refleksji czy też stworzenia listy postanowień noworocznych.

 Jak przystało na hollywoodzkie romansidło i tu nie obyło się bez happy endu. Tylko szkoda, że  ten cały happy end dotyczył  bohaterów, a nie widzów. Gdyby nie fakt, iż podczas seansu towarzyszył mi mój znajomy, to uznałabym że zmarnowałam blisko 2 godziny, a tak chociaż spędziłam czas w miłym towarzystwie. Możliwe, że magia sylwestra działa tylko za oceanem w cieniu legendarnej kuli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz